Szkolnictwo w Ełku

Fragmenty do czytania

Szkolnictwo po wojnie w relacji Jarosława Kamińskiego:

Kiedy przyjechałem, rozpoczynałem szkołę w podstawówce na Szkolnej, tam teraz taki czerwony budynek jest, przy szpitalu. To była jedynka, pierwsza szkoła, jak była w Ełku. Ogólniaka jeszcze nie było. I tam przychodzimy, jak ja tam byłem to jeszcze nie rozpoczął się rok szkolny, ale trzeba było pomagać. Tam gabloty były, bardzo dużo pomocy naukowych. Wszystko było poniemieckie, literatura w języku niemieckim, ale na przykład czaszki, to wszystko było gotowe, nierozgrabione jeszcze. No i była taka pani Zosimowicz, chyba z Rosji, bo zaciągała po rosyjsku, też repatriantka. Pierwsza kierowniczka szkoły numer jeden – podstawówki. Bardzo dużo było ludzi wykształconych w Ełku. Przyjechało wielu z Warszawy i z innych okolic. Szkoły obsadzone był, naprawdę ludźmi o wysokich kwalifikacjach. W takim ogólniaku to tam każdy magister prawie był w tym czasie. W szkole podstawowej było ich mniej, ale to również byli nauczyciele profesjonaliści. Pamiętam taka pani Pirożyńska wykładała. Zawsze w kożuchu przychodziła, bo nie miała innego ubrania. Siadała i historię, podręcznik był, ale ona miała wiedzę swoją. Potem pani żyjąca obecnie Richter. Ona jedyna miała rower. I przyjeżdżała rowerem i na stolik siadała. Nie było ławek, tylko takie zydle były, nie wiem, może po tym szpitalu, bo to był szpital poniemiecki. No to stamtąd żeśmy wynosili meble. No i pojawił się ksiądz Kącki.

Ksiądz Kącki jedyny miał motor – „Sokoła” przedwojennego. I tym „Sokołem” zajeżdżał do szkoły. Duża przerwa to nie tom, co teraz. Tam nie było tak. Obowiązkowo zimą czy latem wietrzenie klas, wszyscy wychodzili na boisko i grali w piłkę nożną. Panie tam, kobiety i dziewczęta w piłkę inną. W każdym bądź razie wspaniały ksiądz uczył religii, ale tam do roku, pięćdziesiątych, później już nie wolno było. Jak zaczynaliśmy lekcję, to nauczycielka liczyła nas. Liczy – piętnaście osób, po przerwie już osiemnaście jest, później już coraz więcej. A to nie, to nie do tej klasy, to niżej, i tak dalej.

Segregacja była na podstawie świadectw. No jeżeli chodzi, rozpiętość wieku była bardzo duża. Wiem, że niektórzy byli nawet już w wieku poborowym do wojska, a nawet już powinni służyć. Ale przyjechali z Syberii, przyjechali na różne tam dokumenty lewe. To była naprawdę zbieranina ludzi, ale jakoś nikt, nikt nikomu tam za złe nie miał. Ludzie zbierali się takimi skupiskami – „a co dalej, a co będzie”, bo to nic nie wiadomo, może następne wojna, nikt nic nie wiedział dokładnie.

A później już powstało liceum, to znaczy nie liceum – szkoła numer dwa podstawowa, tu gdzie czerwony ogólniak, i tam właśnie był taki nauczyciel – Piotrowski. On był tam kierownikiem i tu było dużo , i mieściło się, i tam mieszkali, prawda, w różnych rejonach, więc tam przenieśli. No i wszyscy tam przeszli i były dwie szkoły. A później, to już w czterdziestym szóstym roku to już tu była mała matura, to już tu było liceum powołane. Tam profesorów to było wspaniałych dużo, wszystko magistrzy byli. Wszystko napływowa ludność była. I tu jakoś przedtem, przeważnie tutaj z okolic przyjechało, a później z Wilna, z Grodna, z Lidy no i z szeregu innych miast i później już Ełk zaczął się zaludniać.

Relacja Jarosława Kamińskiego o małej maturze w 1951:

Ksiądz Kącki powiedział, już nie było już religii, idźcie do kościoła, z czego ja mszę zrobię. Ale nam kazali nosić czerwone krawaty do matury. Zielony strój to ZMP. I wszyscy wkładali, inaczej matury by nie dostali. I szliśmy z kałamarzem, z piórem, bo nie było żadnych długopisów. I nawet papier brało się w rurkę i szło się do kościoła. Także to nie były takie czasy maturalne, to był rok 1951. Była bardzo piętnowana religia.

Obecność polityki w szkole wspomina Jarosław Kamiński:

Polityka była codziennie kilka razy. Przed rozpoczęciem lekcji, w trakcie lekcji i później. Były pogadanki, trzeba było tematy narzucane opracowywać i poruszać te tematy. Tematy podane były to oczywiście. Na przykład z „Trybuny Ludu” z broszur. I potem była dyskusja. Niezależnie od tego były tak zwane prasówki, nim lekcja się zaczęła, mówiło się co ciekawego w kraju się zdarzyło. Każdy wybierał, a to plan sześcioletni, a to wybudowali to i to, na przykład w Łodzi szwaczki podjęły zobowiązanie, że wykonają ponad plan to i to, tam drugi zaorze, trzeci to, czwarty tamto. Polityka była jednostronna. Trzeba było chwalić obecny rząd.

Niepoprawny język angielski w Ełku w relacji Jarosława Kamińskiego:

Pani Rychter znała jako tako język angielski, bo ona już zaczerpnęła na studiach. Wolna lekcja to język angielski przyjęli. Ona czytała „dzień dobry” po polsku i po angielsku i trzeba było powtarzać. I tam trochę ludzi się nauczyło. I to był rok, może niecały rok. Jeszcze przedtem, ja sam nawet otrzymałem wezwanie, myślałem, że to na policję. Mama mówi: „przyszła kartka jakaś”. Ja mówię: „to na policję”. Poszedłem tam. Czekam, patrzę, dwóch kolegów znajomych z tej samej klasy siedzi, ale nikt nic nie wie. Cywil wzywa, no i ja nie wiem, co im mówili, bo mi nie przekazali. Więc on przychodzi – „dzień dobry” – „dzień dobry”. „To jak tam nauka idzie?” – wiadomo o co tu chodzi, ale człowiek wtedy na tyle umysłu nie miał co teraz. I mówi ogródkami: „A jak tam nauka idzie”. „No idzie nieźle” – mówię. „A jak tam rosyjski?” „Rosyjski” – mówię – „ja nie mam trudności, bo ja pochodzę z tamtych terenów. Mi bardzo łatwo idzie. Czytankę jak jest, to mówię zanim inni się nauczą z Warszawy, to my na pamięć znamy”. A potem on mówi: „A ten angielski to tam ktoś wykłada u was?” No tak, mówię to pani ta i ta. „A po co wam ten angielski?” Dosłownie – „Po co? Przecież język rosyjski jeszcze rok, jeszcze dwa to zapanuje na całym świecie i wystarczy wam polski i rosyjski, będziecie panami sytuacji. Wszędzie już cały zachód, wszyscy już przejmują język rosyjski”. My mówimy – to przecież taki nakaz był, tak ujęto w programie nauczania i tak mamy. W końcu on mówi – „to dziękuję”. Ja wychodzę a on mnie znowu woła. Mówi: „żeby to ostatni raz było wejście na ten język angielski. Więcej nie chce słyszeć, żebyś chodził na język angielski”. Później pani Rychter nam zaproponowała, żeby przyjść na angielski do niej, do domu. Mieszkała koło wieży ciśnień. Ale tak jakoś się złożyło, że nam wyznaczyła przykładowo piętnastego, a innych wcześniej. I tamci się zgodzili i poszli. I taki jeden mówi: „słuchajcie, wy nie idźcie już na ten angielski. Tam już przed domem stoją i wyłapują. No i taka to była nauka języka angielskiego. Czy innych języków. Tylko rosyjski i polski był.