Inge i Rudi Kleinschmidt

Ojcowie na froncie

Inge Kleinschmidt – Mieszkalim w Kopijakch przed wojną z rodzicami. Ojca jak wzięli na na wojnę.. już miał… już on miał 66 lat, bo on jest 1898 roku chyba. I wzięli go na ten Volkssturm. To ja nie wiem… coś tych starych… Już młode poszli, to tych starych pozbierali.

Rudi Kleinschmidt – tak.

Inge Kleinschmidt – I się nie wrócił ojciec.

R.K. – Poszedł i już nie wrócił.

I.K. – Twój ojciec się wrócił, ale tam w Niemczech się został.

R.K. – Mój to poszedł tak do służby.

I.K. – No młodszy.

Powrót z ewakuacji

R.K. – Ja po wojnie… tu wrócilim z Olsztyna… To wózkiem przyjechalim… Nic nie mielim.

I.K. – Wozem się pojechało, wózkiem się wróciło. A gdzie te konie się podzieli? Chyba Ruskie je wzięli.

R.K. – Dawaj wszystko…

I.K. – Koń chce jeść..

R.K. – Widziałaś jak te… paśli na łąki… te Ruskie… zawsze w nocy przyjeżdżali.

I.K. – Ja wiem, pamiętam, że jechalim z powrotem to nie ten… tym wózkiem szlim… to Ruskie nie ten… Wiśnie byli już… to już my wracali. No to co… wzięli zeżneli wiśnię… na na samochód i sobie objadali. [śmiech] No będą się męczyć? A później zwalą i… leży.

R.K. – Ja po wojnie… matka

I.K. – Ojciec żyto posiał, ale my już tego żyta nie… nie mogli zbierać, bo nie mielim czym. Te co u nas mieszkali, to te ludzie zebrali te żyto. A my dalej nic nie mamy.

R.K. – Ja musiał… poszedł Krowy paść. Matka mnie oddała… No przyjechała, tam byłem w jednym miejscu… Miałem tam dostać, to wreszcie nic nie dali. Poszłem dalej. Potem… piąty rok już poszedłem… to krowę zarobiłem. To już było coś.

Ks. Dariusz Zuber – No tak.

R.K. – Za pasienie. Dwóch gospodarzy się złożyli i tą krowę mnie… Taką starą… Dwadzieścia podbnoż już parę lat miała, ale dobra była także jeszcze… Nam nam się się opłacało, bo cielaczka odchowalim… od niej i wszystko.

Wojna

I.K. – Ja to wiem, że chodziłam do szkoły, ale nic nie pamiętam z tej szkoły. Tylko widziałam jak Zeppeliny latali… już samoloty… dalej do domów uciekać.

R.K. – Już potem tak. Później bylim w Siedliskach…

I.K. – Szkoła była tam, co ona jest, ale tam teraz już ludzie mieszkają.

R.K. – Nas ewakuowali do Siedlisk… w Siedliskach nie?

I.K. – No tamoj bomby waliły na Ełk.. na ten dworzec kolejowy… ale nie dali w niego. Takie rzucali takie choinki oświetlające.

R.K. – Ale Grunwald było… mieszkanie i spalone było. Wtenczas po nocy. Jechali na drugi dzień. Bo tymi koniami jeździlim tam i z powrotem. Bo koniom trzeba było dać i jeść. I co tam, a potem pojechalim aż na Olsztyn. Jeszcze… jeszcze Panowie. Koło się starło… i coś tam blokowali.

I.K. – To nie byli gumowe, tylko te… drewniane.

R.K. – Nie… dawniejsze… wiadomo, to jak sucho to się sypała obręcz Panie i to…

Powrót do domu

S.M. – Rozumiem, że wrócił Pan tutaj. I jak to wyglądało tutaj? Ktoś tu mieszkał już?

I.K. – Już była kobieta z dzieckiem… mieszkali..

R.K. – Tak.

I.K. – Tak. I u nas też.

Ks. D. Zuber – Już się zasiedlili po was..

R.K. – Tak…

I.K. – Każdy wybierał, co gdzie lepiej.

R.K. – Już akt nadania mieli. Tak… nasz gospodyni… miała… Kochanowska.

I.K. – No. I ona tam mieszkała, a wy tu.

R.K. – A my tu. Myśmy dostali tę stronę. Ona drugą połowę.

I.K. – Dobrze, że jeszcze dała wam wejść. Nam jeden pokoik dali.

Szaber

S.M. – A jak to wyglądało… To znaczy oni już mieszkali, a rzeczy jakieś były czy…?

R.K. – Nic…

I.K. – Wsio zabrali… bo tutaj zza granicy…

R.K. – Pusto było.

I.K. – Wsio brali… i u nas nic nie było.

R.K. – No… ten piec niby stoi, ale drzwiczkow ni miał. Wszystko wybrane z niego potem.

Robotnicy przymusowi

S.M. – Czy w gospodarstwach przydzielali pracowników ze Wschodu… brali?

R.K. – Tak, tak. My mielim.

I.K. – Francuza i Italiano

R.K. – U nas Ruski był… jakiś czas, ale później jak już ten front się zbliżył, to zabrali go… Bo bo najpierw był polski…

I.K. – U nas był Italiener i Francuz

R.K. – Ale stodoła się spaliła. Matka… już nie dostaniem nikogo. Ziemię chciała zdać i na na pacht dla sąsiada… i zabrali tego Antka. No… ale…. no fajny taki był Antek

Szmugiel

R.K. – A szmugiel wszystko jedno… szedł.

S.M. – Aha

R.K. – No… my jeszcze… mielim świnie takie… maciory. Matka kazała nam pilnować zawsze… te maciorki… jak widzę… prosiaki tam wszystkie dożyli, bo trzeba było sprzedać… mówi. Poszli za granicę. Polska jak była, ale jeszcze to była była taka… nie że tego.

I.K. – To oni nie chowali? Stąd?

R.K. – Musi nie mieli. Może nie wolno im było chować. Prawie od nas…

I.K. – Ludziom nie wolno było chować świniaka?

R.K. – W nocy sprzedawalim… jeszcze ja pomagał.

S.M. – Przez granicę?

R.K. – Przez granicę…

I.K. – A żandarm pewnie by się wywiedział, to by ukarał…

S.M. – A coś od nich kupowaliście też?

R.K. – Nie.

S.M. – Nie.

R.K. – Oni tylko od nas brali rozmaitości. To… kieraty stare jeszcze. Ten do nakręcania maszynow… kierat, wie Pan, co to jest kierat…

S.M. – Takie do…

I.K. – Co koniami trzeba w koło chodzić

R.K. – Koniami….

S.M. – koniami…

R.K. – U nas nie uważali tego, bo my już mielim motorek… na ten…

I.K. – na ropę.

R.K. – Na ropę.

S.M. – Na silnik.

R.K. – Na ropę. Maszyną już mieli.

I.K. – A siłę, to parę lat po wojnie dali… nam… nie kiedy… w sześćdziesiątym ósmym chyba światło dali

R.K. – Na siłę nie… A oni brali takie byle co… Takie… co bywało. W nocy…

I.K. – No widzisz, a po wojnie i to cepem mogli młócić.

Grasujące bandy i uciekające kobiety

R.K. – Po nocach chodzili.

I.K. – W dzień, nie tylko po nocach.

Ks. D. Zuber – Trzeba było w nocy się chować?

R.K. – No

I.K. – Się chować… Nasze, co małe, to nas nie, ale jak ona była już chyba 20 lat… i nie wiem, co oni ten… oni.. Musiała się chować… Później do szkoły do Ełku dojeżdżała.

R.K. – No. Matka… matka też ile razy uciekła… Była w tym pokoju. Helmut tam spał. Mnie nie było już, ale oni mówili. To mówi, że że matka tam przez okno i tam gdzieś… te winogrona byli… takie fajne… i tam w te okopy uciekła. No. A te bandziory chodzili… to takie.

I.K. – Nie wiem, to takie powojenne… Ten też był Grabowski… ten Adaś… jakiściem. Ale on taki cichy był. Nie chodził. Potem Duśniewscy go wzięli za syna. Nie wiem, kto to takie było.

Zakopane i wykopane talerze

I.K. – I talerze… matka z ojcem zakopali. Patrzym… tylko dziura się została w sadku. Nie było. Oni naszymi talerzami używali, a my talerza ni łyżki nie mieli. No ale co? Potem po mału, aby ino było co jeść.

„Znajomi” osadnicy

R.K. – Ona może znała nas lepiej, jak my ją. Kiedyś… kiedyś jeszcze przed wojną.

I.K. – A jak mogła znać? A bo ona przychodziła?

R.K. – Pewnie… nawet.

I.K. – Pięcikowscy do nas przychodzili. To ja wiem, że

R.K. – No, no… Ale to wszystkie chodzili…

I.K. – Bo ona też z tej samej wioski.

R.K. – I jej brat… a jej brat tu zawsze przychodził… wszędzie był.

S.M. – Przed wojną tu był jeszcze?

R.K. – Tak, tak.

Małłek w Wiśniewie

R.K. – On kiedyś… kiedyś nabożeństwa robił w wiosce. W Wiśniewie…

I.K. – Tak, jak nie mogli dojechać, to on w Wiśniewie robił.

Ks. Dariusz Zuber – Przyjechał…

I.K. – U jednych…

R.K. – Mnie łatwiej przyjechać, jak wam wszystkim

I.K. – Jak wam.

Ks. Dariusz Zuber – A nabożeństwa robił w domu?

R.K. – Tak

I.K. – Tak

R.K. – Ale było więcej ludzi.

I.K. – Więcej. Potem pouciekali.

Wąskotorówka

I.K. – A przedtem to kolejka chodziła… autobusy później zaczęli chodzić. To już jak autobusy, to my się cieszyli. To rowerem do szosy się dojedzie.

R.K. – Myśmy ślub brali i jechali kolejką…

I.K. – to kolejką… kolejką…

R.K. – No. Taka kobieta zawsze wspomina.

I.K. – Ta jedna wyśmiewa… mówi… no i dobrze wam się żyje… kolejką jechaliśta do ślubu…. Sta…no wstyd… no Ale co.