Lidia Witkowska

Przybycie do Ełku

Lidia Witkowska – No ale jak mama zmarła to kto z szóstką dzieci tam to… Wyjechalim do Kwidzynia… a w Kwidzyniu to mielim taką opiekę… tam ich więcej z rodziny wyjechało… to ta ciocia ojca podała do…., że dzieci nie mieli żadnej opieki. No… Ja pamiętam, że siostra mnie brała rano, jak szła krowy paść tam do tego Wujka… to mnie brała, w nogi zimno było to jak krowa nasikała, to mnie tam stawiała, żeby trochę nóżki te ogrzać. No i ta ciocia się zlitowała i podała tam do tego Związku Opieka nad Dzieciami też tam coś takiego było i później nas wzięli do Kętrzyna do sierocińca…

Ks. Dariusz Zuber – to znaczy odebrali ojcu dzieci

L.W. – Tak, tak. Bo my bylim takie ni to Polaki ni to Niemcy.

Ks. Dariusz Zuber – Aha

L.W. – Bo to w Polsce wychowane, ale dopiero jak tam doszli po papierach, po świadkach, że my jednak mieli pochodzenie niemieckie i…. ochrzczone w ewangelickim kościele, to mnie i siostrę wzięli tu do Ełku do sierocińca. A tych braci do Olecka.

Sierociniec w Ełku 1944

Lidia Witkowska – A ja tu w Ełku w sierocińcu… to zakonne siostry prowadzili… a później już jak Ełk płonął… bomby już sypali… to rozdawali te dzieci jak kociaki nie… to ja dostałem się do takich była babcia i dwie starsze panienki… one pracowali w starostwie… To miałam tam tak dobrze, że pewnej niedzieli to w piżamce… taki duży płot był… jeszcze zagięty drut był i trzy kolczaste druty. Tam zawsze na kłódkę było zamknięte… boso to przez tą siatkę… w… ten … tam na tych drutach zawisłam. Dopiero wszystko na mnie się porwało i skórę pokaleczyłam, spadłam tam i później … Gdańska… Toruńska … na ulicy Toruńskiej i z tej ulicy taka polna droga szła… i aż pod tory, co idą na Giżycko… tam ten ostatni dom co jest… jeszcze teraz stoi… to tam jest chyba spółdzielnia jakaś lekarska… Tam był ten sierociniec… i ja tam uciekłam. Tam też brama… i stąd zamknięta i stąd zamknięta, ale krzyczałam tam i tam z góry dziewczyny zobaczyli…

Ks. D. Zuber – To Pani uciekła od tej babci…

L.W. – No te stare panny byli, tam taki rygor był, że poszłam do chle… po chleb do… te. Tutaj był taki nabiałowy sklepik, koło tego szpitala starego na rogu samym. I ten chleb taki świeży, pachnący, a ja nic nie dostawałam, tylko tak w szklance łyżkę płatków owsianych, oblane mlekiem, bo nie gotowanych, bo oszczędzali.

Ks. D. Zuber – Aha

L.W. – Babcia zjadła ten miękki chleb, a ja dookoła tego chleba skórkę…. I ten chleb tak pachniał. Kawałeczek ugryzłam… i jeszcze kawałeczek … i tak byłam tym skubanym zajęta, że mnie ten chleb był wypadł… i po deszczu było… i wpadł w błoto.

Ks. D. Zuber – ojej

L.W. – Co ja teraz zrobię. No położyłam ten z boku tam ten chleb. Przyszłam do domu. Ta babcia „Gdzie chleb?” „Nie miał dzisiaj piekarz chleba.” No i na tym zostało. Ona tam wiedziała, co tam zaraz te… szli tam zaszli… Chleb? Ona wzięła chleb… Co z tym chlebem zrobiła? Nie było chleba. No a później…. O ten palec … Zaczęła mnie po pupie prać. Ja się złapałam i tym kijem dostałam po palcu. Zastrzał taki miałam.

Ks. D. Zuber – Aha

L.W. – No i tak mnie tam maltretowali, że … że naprawdę miałam dość. Uciekłam jak z Getta i do tego sierocińca przyszłam. I mówię tak: „Możecie mnie zabić, a ja tam nie pójdę.” No i już mnie tam nie puścili. Później szukali… szukali… Tutaj do Rogal przyszłam… Tu to było starsze już takie małżeństwo bezdzietne.

Wojna i po wojnie na Ziemi Ełckiej

No i później no co… i mogłabym pojechać do Niemiec… czy jak… ale ja powiedziałam, że nie… Oni mnie przez wojnę dochowali, później przyszła ta ucieczka. To do Orzysza aż dojechalim. Nawet nie do samego miasta. I tam już Ruskie zablokowali… i tam zostalim do Zielonych Świątek. A w Zielone Świątki koni nie było … to jechał jeden do Nowej Wsi… wracał… On miał konie… To ten nasz wóz do… doczepił do swego… do Klus do tego wyjazdu, co tutaj na Rożyńsk… tam nas dociągnął. A później my cały dzień ten wóz ciągnelim do Rożyńska. W Rożyńsku Zielone Świątki przeczekalim i później dziadek zrobił… tam znalazł… taki wózek ręczny… no i ten wóz rozpakowywali. I to co przywieziem tu, to już nie ma, zajdziem tam tam już też rozszabrowane. Do tego doszło tak, że tylko to zostało nam, to co mielim na sobie. To też ten dziadek już tak się załamał… To babcia mówi: „Ty pilnuj jego, bo on już dwa razy chciał się powiesić.” Mówi: „chodź za nim krok w krok. Pilnuj”. A później jednego ranka mówi: „Już mnie nie musicie pilnować”… mówi: „Miałem taki sen – Ty głupcze rozejrzyj się ile rośnie różnych krzewów, różnych liści, różnych korzeni, i ty możesz się tym wyżywić. I nie musisz czekać na śmierć głodową, tylko możesz się wyżywić”. No i tak było, później ten czarny best rwali, to ta woda już nie była czysta… To szczaw już zaczął rosnąć… to mlecz. No i później już porzeczki kwaśne były jak licho, ale … ale już. A później to wyratowali nas… bo tutaj to Ukraińców przesiedlili nie z tych… A oni jak przyjechali, to już oni mieli mąkę. Każdy miał krowinkę. I oni nas wzięli później tak w swoją … pod swoje skrzydła… to…

Ks. D. Zuber – To tam pracowaliście u nich też tak?

L.W. – No… z początku to był taki pop. On miał wnuczkę taką małą, to przychodziła do tego dziadka. Tak się chciała po niemiecku nauczyć rozmawiać. No i… fajnie tak. To ta babcia tak chleba upiecze to przyniesie. To co dzień to ta dziewczynka liter mleka przynosiła… To mąki nam woreczek dali, bo oni już tam po żniwach było… przyjechali. No i tak później zaczęli dużo lnu siać. Bo to odłogi tu byli. I my z tą babcią chodzilim ten len rwać i później zarobili sobie na ubranie, na sukienkę, na spódnicę… I później po mału… po mału… babcię ojczym… gdzieś on też się sam tam tułał… później wrócił z tą babci mamą… I ten ojczym to mało starszy był od babci. To później z babcią poszli do Ełku do roboty… Tam gospodarz taki… babcia tam świnie karmiła, krowy doiła, w kuchni tam… W sobotę zawsze przychodziła to przynosiła coś jeść… I później już i ja, jako sierota i dziadek jako niepełnosprawny do pracy… bo Ruskie jemu nogę tak pobili… to on chodził na dwóch kijach ….

Ks. Dariusz Zuber – A dlaczego mu tak zrobili?

L.W. – Bo tam jeszcze jak w Orzyszu bylim, to ja tam… dziadek był takim… wydawać Ruskim siano, owies koniom… I ja za dziadkiem krok w krok chodziłam. I po słomie i tam coś takie długie było… Się bałam przy tych Ruskich mówić, ale później wieczorem. Mówię do babci, że tam w tej słomie coś leży… Chyba człowiek nieżywy. Babcia mówi: „to chodź”. Po cichutku tam nad ścianą, bo to Ruskie byli. Strach było wychodzić. I my poszli tam i tam cały worek ze słoniną. Słonina i boczki wędzone… No i my to wyciągnęli, ale tam chyba 12 osób w tym domu mieszkało, no to się podzielili, a resztę to Ruskie zabrali… Ale jeszcze dwa kawałki takie to przywieźlim tu do Rogal. No i babcia to wzięła do piekarnika. W piekarnik wsadziła, a później to one tak byli chytre… Bo to z początku jakaś komórka, to tam do komórki chowali… Szafy jakieś stare stawiali na drzwi, albo chowali do piekarnika… skrzynki z drzewem. A później jak przyszli to pierwszo było wszystkie szafy odsunąć i piekarnik… No i ten się schylił do tego piekarnika i wyciągnął tą słoninę… A babcia za tą słoninę w fartuch i uciekać. No i ten Ruski dognał i chciał ją… To nie byli już Ruskie… tylko takie… partyzanci… nie part… takie już od frontu odeszli rabowali…

S.M. – Dezerterzy… bandyci jacyś

L.W. – Bandyci no i dziadek chciał bronić tą babcię… Babcia jakoś się wyrwała… uciekła. On wtenczas… tą kolbą i tem żołdackim butem… skopał tak dziadka… I tutaj ten piszczel odbił, to później się rana zrobiła. Cała rana na tym… I tak się mordował.

S.M. – A dużo tu takich bandytów tu było?

L.W. – Oj było … było… Tu później taka kobieta tu było, to ona… [proszę się częstować] kobieta była taka … miała syna… też sama była… ten chłopak dwa lata młodszy był, to u nas mieszkali. My we dwóch się wychowywali jak brat i siostra. To kiedyś tam też byli, że będą Ruskie… kobiety, które zdolne jeszcze do pracy… porozganiali wszystkie krowy z tych gospodarstw…. To tam pod lasem takie duże gospodarkę {nie wyraźne} to tam te mazurskie kobiety doić te krowy nie… To też zawsze my chodzilim z mlekiem, to te Ruskie… kobiety, te jak młode dziewczyny to gdzie w kąt tam… Tego mleka naleli… to jeszcze centryfugę…. To takie, że na żołądek głodny jak się napije, to ja dostałam takiej biegunki, to już krwawą biegunkę miałam. Już ja nie miałam siły to babcia pół chlewa przewaliła. Szukała tego kobylego szczawiu… takie te nasienie… I mnie gotowała i tak mnie wyratowała… od.. od z tej biegunki. Ale oni chcieli dobrze… nie… I później oni te krowy stąd zabierali… już do Rosji pędzili… I powiedzieli, że te co chodzili…. kobiety doić… to pójdą z tymi krowami. Dziadek mówił: „Wy gdzie możecie, to się schowajcie, bo oni jak was wezmą to wy już nie wrócicie. Już jak was pogonią na Sybir tam do Rosji to już wy nie wrócicie.” I one w jeziorze, w trzcinie tam nocowali. A nam pierzyny, poduszki pokładli w jedno łóżko… I mnie i tego Mariana położyli, że dzieci śpią. To przyszli wywalili nas. Wszystko zabrali nam. W gołych siennikach nas zostawili. Ja jak miałam zdjęte sukienkę, jeszcze coś tam… rano wstałam nie ma sukienki. Ten Marian nie ma spodni… miał tam jeszcze jakieś pod spodem porwane, ale ja tu znalazłam sobie worek. Później babcia tu dziury wycięła, sznurek i takie było ubranie. Później tam gdzieś chodzili… My bylim takie szabrowniki … chodzilim tam po domach i szukalim, gdzie co znajdziem. Tu była karczma, to przewalalim… Raz znaleźli trochę sacharyny, to później znaleźli torebkę soli, a później gdzieś tam znaleźlim tę bydlęcą sól, to tą sól … do wody dawali i później tą wodą trochę tam strawę… Później po piwnicach, gdzie głębiej kartofla była nie zmarznięta to tam pare kartofli. No to dziadek mówił… już to było… Pod koniec czerwca o takie ładne kartofle to pare posadzim, to może co urośnie. No bo już na drugi rok nic nie będzie… Przyszli batem wygnali nas „cholerne szwaby już” mówi „bez roboty nie mogą żyć” to już… A później tak co…

Ks. D. Zuber – A kto Was wygnał?

L.W. – Już te Polacy, co tu zaczęli się osiedlać. Później było jeszcze gorzej, bo oni przychodzili i co te Mazurzy jeszcze mieli to … wszystko zabierali. No bo to też nic nie mieli… Już naprawdę była bieda, ale później jak te Ukraińcy przyszli to już… już było nam lepiej, bo oni tak nas więcej wspierali. No i później już zaczął się polski rząd tworzyć… Już ale co, ja po polsku nie umiałam, po niemiecku. To jak babcia co ze mną rozmawiała, to musiała iść do Klus tłumaczyć, co ona ze mną powie… , co ona ze mną rozmawiała. To przyszła i mówi tak: „teraz zamkniesz gębę, bo ja nie będę chodzić do Klus. Jak nie umiesz inaczej, to nie rozmawiaj”. Było koniec z niemiecką mową. Nie wolno było i… No a później dalej, dalej już to zabrali… utworzyli w Ełku… tam obok tego, co był sierociniec, a drugi to był za Niemców dom starców. Tam zrobili bursę taką dla młodzieży mazurskiej. To już pastor Małłek tam zaczął działać.

S.M. – A gdzie to było dokładnie?

L.W. – Jak jechać do Stradun. Od kolei pierwszy dom… Tam teraz jest spółdzielnia jakaś tam… medyczna… lekarska. A drugi dom, też jeszcze taki stary, tam był dom starców. I tam zrobili ten, tę bursę dla młodzieży…

Ks. D.Z. – I dużo tam było tej młodzieży?

L.W. – No z początku, to było dużo, dużo. Te pokoje to byli pozajmowane. Tam jeszcze była … Kajki wnuczka … to ona zawsze tam jakiś odczyt, tam jakieś coś, to ona… pierwsza tam udział brała. A później to nam cywilny ślub dała, bo w Skomacku w gminie pracowała. Było dużo, dużo… było. A później taka… dużo tych Mazurów zaczęło wyjeżdżać za granicę… nie. I to coraz mniej się robiło, no to później już tam i… i polska młodzież była w tej… No i tam zaraz obok ten trzeci dom to była szkoła rolnicza i tam do… ten internat był… to chodzili to już taki był więcej taki misz masz. Później już było więcej polskiej młodzieży jak… jak tej mazurskiej.

Ks. D.Z. – A żyli ze sobą dobrze? Nie było problemów?

L.W. – Nie, nie. A później… co jeszcze nam zrobili… To od od pastora Małłka uszyli nam takie…

Ks. D.Z. – mundurki?

L.W. – Spódnice i… z takich zielonych… i emblematy „Młodzież metodystyczna. Młodzież mazurska.” To jak my szlim do do tej bursy… tam polną tą drogą chodzilim… to tam nieraz błotem zostalim obsypane… nie. Ale to już takie… takie było… tylko chuligaństwo. To kierownik taki był ostry. To jak tam gdzie powiedzielim, to później dostał… gęba aż huk poszedł… za ten… i musiał przeprosić.

Ks. D.Z. – Aha

L.W. – To nieraz później…

Ks. D.Z. – To ktoś tam pilnował, żeby was…

L.W. – Żeby nie było tego no… A później to już pastor zaczął tam organizować nabożeństwa… to wieczorki modlitewne… to kilka razy tam te to okna byli … to wszystko wybite… To kazał przesiąść się tu pod ścianę, żeby gdzie kamieniem nie dostać.

Ks. D.Z. – Czy to tam w kościele na Słowackiego tak?

L.W. – Tak. Tak. No a potem puścili taką to… a może taka była tylko, że… sieroty mazurskie… mazurskie sieroty będą gdzieś wywozić. No, a ja miałam tutaj swoich opiekunów, no to gdzie ja pójdę od nich nie… Uciekłam stamtąd, to Krysia Kleinschmitów ze mną była też, no to ona też tam jakąś tam babcię miała to uciekła. No i później po mału to już ta mazurska bursa się rozsypała… już nie było.

Ks. D.Z. – A rzeczywiście wywozili te dzieci. Czy…?

L.W. – Nie. Nie. To tylko…

Ks. D. Zuber, S.M. – Plotka.

L.W. – Plotka jakaś. Może mieli jakiś zamiar nie… Ale…

S.M. – A jak tam Pani szła nauka języka polskiego w tej bursie?

L.W. – No z początku najgorzej było tu… już jak tu… Babcia mówiła, jak pójdziesz dostaniesz mleka to powiedz „Dziękuję”. Nie mogłam. Jak przyszłam to mówiłam „dziękuję”, a jak dostałam mleko to „dzień dobry”. (śmiech) No się śmieli z nas… nie… że ten, ale ale po mału, po mału, po mału i… W szkole to ja „er” tak nie gr… wymawiałam nie… Była ta czytanka z elementaża… to pamiętam… do czwartej klasy jak chodziłam… to „mruczek” i „zagraj” na mnie mówią: „O przyszedł mrucek zagraj”. Ale już później nie było tak… To ta Czarnecka była…ona taka bojka była… jak co tam tego to ona tym chłopcom wkurzyła, to już oni mieli tak trochę strach.

D.Z. – A ci opiekunowie Pani August, Augusta, oni Mazurzy tak?

L.W. – Tak.

D.Z. – Oni mówili po polsku? Znali polski?

L.W. – Oni po mazursku rozmawiali …

D.Z. – To znaczy polski kojarzyli.

L.W. – Tak. Tak. Nawet w tym sierocińcu te siostry, to jak chcieli żeby dzieci nie rozumieli, to po mazursku rozmawiali. Ja tam kiedyś miałam…

D.Z. – Ale te siostry zakonne tak?

L.W. – Tak. Ja tam kiedyś z nimi coś miałam, a one mówią Lotti patrz… Lotti patrz. To znaczy „tylko ty patrz”. Myślę co ona ty Lotti, jak tutaj Lotty nie ma…

S.M. – A to jeszcze było w czasie wojny?

L.W. – Nie… Tak… tak, a te Orłowscy, to oni po polsku, po mazursku… a ich mama to w ogóle ona miała nawet taki duży Kancjonał…

D.Z. – Mazurski..

L.W. – Mazurski… nie. I te starsze ludzie to lepiej po mazursku rozmawiali jak po niemiecku… no

D.Z. – Bo „Orło…” Ci opiekunowie Pani, to niemiecki też znali pewnie… tak

L.W. – Tak. Tak. Tak. Ale, ale z Polakami…. a z resztą tutaj …. jak u nas tam u dziadków tam u Orłowskich to nie było… robotników, bo oni mieli tam 5 hektary ziemi, ale tak tu wszędzie …

D.Z. – Robotnicy z Polski?

L.W. – Robotnicy z Polski… to się do… a wszyscy tu po polsku umieli no… To znaczy nie tak po polsku, jak po mazursku, ten mazurski jest….

D.Z. – podobny

L.W. – Podobny do polskiego.

S.M. – A robotników przymusowych tu dużo było?

L.W. – No na tych dużych gospodarkach to było… Jak zaraz tu, u tego sąsiada… To było dwóch. Jeden był do koni, a drugi do pasienia. Tam gdzie taka duża tam stodoła, też tam było dwóch… Dwóch jeszcze było u gospodyni i Antek był to później… Tu szkoła była to chłopcy wzięli… Bo tu stacjonowało niemieckie wojsko, to tam zostawili tych patronów, nabojów, to chłopcy napaśli piec i wysadzili piec… Później musielim do Rożyńska chodzić, to ten Antek, to woził nas… Bo ta Eli, to była taka malutka… Ona jeszcze miała nogę taką… Chodziła tak na… a to wojna była… Antek to ta Eli to już się ona po polsku się trochę nauczyła to tylko: „Antek, Antek, kucie, Antek kucie”- Antek kulig sanie. Antek woził nas… Antek to był do wożenia dzieci… nie A później po wojnie przyszedł to babcia go spotkała, to tam jeszcze chciał… tego… żeby się spotkać… tego gospodarza, bo tak dobrze, to on nigdy w życiu nie miał. Byli ludzie i ludziska. Niektórzy byli bardzo dobre i traktowali tych Polaków jak ludzi, a byli takie, że… że… że później się zemścili nie… nasłali tam bandziorów, czy jakiś i się zemścili. Tak samo i teraz. Są ludzie i ludziska… nie.

Ukraińcy i Mazurzy po wojnie

L.W. – Oni tutaj przyjechali osadnicy. Gdzie jakie okno, wszystko było już powyrywane, to klecili tam sobie ten… A te polskie osadnicy to przyszli, zajęli dom, wszystko wyszabrowali i nie było. A te później zaczęli pracować, kołchoz później założyli. Ukraińcy byli strasznie naród pracowity… I oni zobaczyli, że oni się czegoś dorabiają. Tu czterech Polaków było, a reszta to wszystko byli te Ukraińcy. Oni przyjechali wozami małymi tam tam… To co mogli tam szybko wziąć to… a później wagonami wyjeżdżali.

D.Z. – No tak. A Ma… Mazurów jeszcze dużo wtedy zostało po wojnie?

L.W. – No za dużo nie. Same … same kalectwo, same stare.

D.Z. – Aha

L.W. – Tu jeszcze został taki Kalina, to później go pochowali. Eczko został. Sokołowscy to później wyjechali. Podhulowa zmarła tutaj też. Tu te Turowscy też tutaj zmarli. Orłowscy… To takich… takich ludzi zdatnych do pracy to nie było… nie… Wszystko takie nawet jak ktoś przyjdzie zobaczył, co tutaj się dzieje to cichym pędem uciekał.

Volkssturm

S.M. – A w czasie wojny… dużo ludzi powiedzmy brali do… woj… do wojska tutaj?

L.W. – No później to już nawet ten Volksstrum jak był, to nawet takich już po 60 lat to jeszcze brali tak, który zdatny był trochę. I chłopcy o jak mój brat 19 lat to już tam gdzieś ci… nie wiem czy pod Stalingradem czy Leningradem głowę położył. Później to ten… te starsze takie… to był ten Volkssturm. Brali jak… jak zdolny taki jeszcze chłop to i 60 lat brali.

Ewakuacja wsi Rogale 1945 i powojenna przemoc

L.W. – A no to chcieli wyjeżdżać… I te stare nie chcieli wyjeżdżać… Czego mówią my będziem wyjeżdżać. Nie chcieli. No to… ta co ja mówiłem… co oni mieli te córki, co jedna… Oni też jeszcze tu przyjechali do Romejek po po rzeczy… I klacz zrzuciła źrebaka… i oni tą klacz zostawili tu u dziadka… I mówią, jak ją wypielęgnuje, wydobrzeje ten to później tam przyjedzie. Już oni dla nas mieli pokój gdzieś koło Olsztyna. No i dziadek wyjeżdżał z podwórka, a nasz koń był przyzwyczajony w hoblach i sam chodzić, a to w parze nie przyzwyczajony… Dał w bok, dyszel złamał i musieli wrócić do domu. I ten… Dziadek ten dyszel nowy zrobił to babcia mówi, to ja jeszcze obiad ugotuje, to obiad jeszcze zjemy. No i ten obiad ugotowali jeszcze, uklękli przy stole się pomodlili… no i pomału pojechali…pojechali na tą szos do…

S.M. – Do Orzysza.

L.W. – Co do Orzysza tam wojsko..

D.Z. – Bo wioska już wcześniej…

L.W. – Jeden tego, jeden ten… Już wioska rano pojechali … Jeden w tą jeden w tą… Tu nie było tego. No i dziadek mówi to pojedziem na Skomack… tam do znajomych… Pojechali na Skomack, ale tam już noc no to mówi przenocujem, bo mówi Rogale w Skomacku tam, za Skomackiem gdzieś nocleg mają. Rano… tam babcia jeszcze też zrobiła kolację. Krowy wydoiła. Świnie nakarmiła tam… tego… Jak się położyli spać, trochę przespali. Później śniadanie już te rano, a te w nocy pojechali dalej. I zajechali od Odoji do Orzysza na to… Tam już był też misz masz. Już te wozy spychali aż do rowu. Czołgi w jedną, samochody w drugą, tu tego…, tam gdzieś strzelali… No i później taki mały chłopczyk mówi: „Ruskie samoloty”. I zaczęli strzelać… A na górce tak żyto było, te żyto to trochę zielone… Idź mówi tam owieczki się pasą na tym życie, to mówi strzelają pewnie… A to faktycznie Ruski tam obserwował i później… za pare minut „Rusische Panzer kommen. Rusische Panzer kommen!”. Babcia dostała takiego szoku. Zeskoczyła z woza. Takie zabudowania stoją, jak nieraz do Orzysza jadę, to zawsze patrzę tam… Za Odojami , to tak trochę od ulicy takie świerki wysadzone… Poleciała, później oprzytomniała, to przyszła tu. A Ruskie… co im się nie podobało… zastrzelili i już. To później na tym podwórku tam to… Dobrze, że tam nie wjechalim. To 60 nieżywych było…

D.Z. – Czyli tych wszystkich z Rogal tak… co?

L.W. – Nie, nie. Rogale… Rogale pojechali jakoś wcześniej i się dostali aż do… koło … koło Giżycka.

S.M. – To oni tam zabijali ludność cywilną, czy to byli wojskowi?

L.W. – I cywilną i wojskowych. Tu jeden był to miał ten szynel wojskowy, bo on był w wojsku i został ranny i dostał do domu. To jeszcze dziadek mój mówi: „Słuchaj. Ty zrzuć ten szynel.” Jeszcze miał i ten krzyż zasługi. „Ty zrzuć to”, bo mówi „Jak Ruskie przyjdą, to Ty pierwszy dostaniesz kulę”. A on mówi: „Co to ja na to krew przelałem, ja to zasłużyłem”. I prawda on przyszedł jeszcze do woza, jak tam te Ruskie tego… Ruski przyszedł trach i… A dziadek miał taki kożuch i obciągnięty takim zielonym suknem nie… Żeby to ciepło było… Ruski przyszedł przyłożył, a dziadek odpiął i pokazuje, żeby tu strzelił… Machnął ręką i poszedł nie… Kto im w oko wlazł… tak i nie podobał się to to… strzelali. Oni… ileś tam

D.Z. – A kobiety, dzieci też strzelali czy nie?

S.M. – No z dzieciami… z kobietami to coś innego robili, ale ja wtenczas jeszcze nie miałam pojęcia, co to jest, bo dzisiaj to dzieci uświadomione są… a. Jak tam na te podwórko zajechali to tam cztery pokoje byli, to tam już było pełno tych z ulicy ludzi… tam sobie jakie sienniki porozkładali. To tylko przyszli, szukali, gdzie panienki i wszystko poprowadzili. Ale już na drugi dzień, to ja nie rozumiałam, a się pytał Ruski mnie coś. A dziadek pamiętał, rozumiał… Nie bo dziadek w pierwszą wojnę światową to był dzieści tam na Kurlandii na ten… To z resztą tu i w tych Mołdziach był młyn, tam Ruskie byli na ten… To mówi zawsze papierosy się da, to więcej mąki dostaniesz i lepszej mąki. To dziadek tam trochę tak pojmował. Ja mówię, „co oni się pytali?”. On mówi tam… „wojsko poszło wszystkie z dziewczynami do stodoły nie…”. Ale ja nie pojmowałam tego… Oni poszli do stodoły. Tam kilka złapali i to te trzcinowe takie kije, to tak aż połamali na tych… na tych… I już później był „prikaz”. Już nie mieli prawa. Tam ani zabijać, ani gwałcić, ani…. Ale wszystko jedno… Takie przychodzili… Najgorzej było w nocy….

D.Z. – Dlaczego… Kobiety chowały się?

L.W. – Kobiety się chowały, się smolili. To ja myślę sobie, po co one zamiast się umyć, to gęby pomazane. Chustki na głowach, rozczochrane włosy, długie takie spódnice porwane nakładali. Myślę sobie, czemu one to robią?

D.Z. – A co w tedy a… acha wychodziły… gdzieś się chowały tak?

L.W. – No. Pod oknem to byli dwa takie pancerne wozy rozbite tam stały. Później przyjechali tutaj te wozy rozbierać. No i tam później ta… służba … jak oni tam mówili… Przyjechali po te… A ich nie ma. Do dziadka. Dziadek też… A ja później to już tak trochę tego… Ja mówię do dziadka: „co ty się dziadek pytasz?” A tu wojskowe… oni przyszyli a mówi wzięli (tam po imieniu już nie pamiętam jak on się tego). To jedna nawet była tego… On tam czegoś był tutaj z fabryki sklejek z Ełku. Taka ładna dziewczyna. Ja mówię… Oni ich wzięli, poszli do stodoły. To też tam, jeden zdążył ucieknąć, a drugiego to tak zbili jak wieprza. To później już te te dziewczyny poszli tam dalej. Taki był mająteczek. To te oficerowie, sobie tam taką zrobili… te panienki pozabierali… Już one tam u nich byli, to przynajmniej wiedziała, że z jednym była, a nie nie co chwilę to łachman jakiś przyszedł. Ja tego jeszcze nie przeżyłam, bo …

D.Z. – Bo była Pani dzieckiem…

L.W. – Bo byłam…no A zresztą oni tam mieli do koloru i do wyboru…

Ełk bombardowanie 1944

S.M. – A jak Pani wspomina Ełk z czasów tam… powiedzmy sobie… okresu wojny, bo Pani tam była w sierocińcu w czasie wojny?

L.W. – No to… naloty… naloty… coraz naloty… coraz więcej w nocy. Schodzili do schronu, a już jak tu bomby lecieli, to już z tego schronu mieli przekop przez podwórko i na ogród. No i kiedyś nalot, to tu koło wieży ciśnień, tam takie duże budynki stali. Pamiętam tam na rogu schody szły do góry… i tam bomba rąbnęła, a ja została na górze sama, bo ja najmniejsza wtenczas byłam. To siostra moja, tam wyszła na ogród… tam ta zakonna siostra… odliczyła i tam zobaczyli, że mnie nie ma. A później siostra po mnie przyleciała, mnie za… na ręce… To Ełk cały… jasno wszędzie się paliło. Później już jak tutaj przyszłam do babci. No to już na tę ucieczkę, to babcia mówi pojedziem i palto ci dobre kupiem, bo będzie Ci zimno. No ale musiała z tego starostwa mieć tą kartę. Zaszlim do tego gabinetu, tam patrzę, a tam jedna z tych, co ja od nich uciekłam. Babcia nie zdążyła się obejrzeć, to ja już byłam na ulicy.

D.Z. – No tak.

L.W. – Ja mówię babciu ja tu nie chcę palta, ja nie chcę nic, tylko choć szybko stąd.

S.M. – A gdzie to starostwo było.

L.W. – Gdzie prezydium teraz jest tak. No ja mówię, nie chcę palta, nie chcę nic. Ja mówię tylko chodź szybko stamtąd. No później poszlim, ale babcia tam jednak dostała tą kartę. I tutaj gdzie kościół, gdzie Pewex był na rogu, co te nowe budynki. Tam był ogromny sklep taki tekstylny. No i poszli tam na górę i babcia już wybiera takie dla mnie palto. Takie dłuższe, żeby to na dłużej było… ciepłe. I tu alarm… Wszystko zaczęło tam uciekać, a mnie złapał jakiś taki wojskowy i… to dobrze pamiętam… tą bramę co jest plebania… co teraz tam ten jest… naprzeciwko szkoły tej. Bo to kościół i ta szkoła…

S.M. – Mechaniczna…

L.W. – mechaniczna i tam w taką bramę. I ten wojskowy mnie złapał… i tam do tej piwnicy. A tam pełno ludzi. Już sienniki leżą. Pełno ludzi tam leży na ten… I tam wyło i wyło i wyło i wyło ten alarm nie odwołali… wyło. Nareszcie się uspok… Wychodzi nie ma sklepu już… tylko… tylko oczodoły. A oni bomby takie zapalające puszczali. Także to nie rozwalało mury, tylko środki wypalało… To ja jak zaczęłam, to babcia nie mogła uspokoić. Bo palto moje się spaliło. No… Bo my mielim przyjechać tutaj do Rogal pociągiem o 12-ej, a my przyjechalim o 7-ej wieczorem. Tak wtenczas dawali Ełk. Alarm za alarmem, alarm za alarmem…

S.M. – To był 1944?

L.W. – Tak tak. Przy dworcu to też. Pociąg ma odjechać… alarm. Ciemno wszystko, światła nie ma… ciemno… Tam byli, cały ten park po tej stronie, to wszystko byli te bunkry. Tam jeszcze teraz tam za drogą to jeden stoi… i tu w parku chyba, zaraz za tymi kioskami.

S.M. – W parku?

L.W. – Tak… kolejowym.

S.M. – Aaaa

L.W. – No no

S.M. – Tak tam są takie bunkry.

L.W. – No. To tam, jeszcze dalej jeden był i… z tego tam chyba pod ulicę tam jeszcze. Nie wiem, tam… Bo wiem, że tam za drogą taki duży ten bunkier…

D.Z. – Tam wojsko niemieckie było w tych bunkrach.

L.W. – Nie to było dla cywilów.

S.M. – A były jakieś stanowiska obrony? Strzelali do tych samolotów? Czy nie strzelali?

L.W. – Na wagonach, na wagonach mieli takie armaty przeciwlotnicze. Bo ja wiem i tym pociągiem, co my do domu, tutaj na Orzysz jechał, to była ta arma…. armatka przeciwlotnicza. Ale to bomby walili. Ełk był mocno zbity… mocno.

S.M. – A tam jak Pani w tym sierocińcu… to tam gdzie był schron? Jak była tam Pani w sierocińcu.

L.W. – Na ogród.

S.M. – Na ogród.

L.W. – Tak. Jak już było za za gorąco, to… nie z tej piwnicy… pod tym domem był ten schron… to na ogród uciekali już…

S.M. – A to tam był betonowy schron? Czy jaki?

L.W. – Nie. Normalny.

S.M. – Ziemianka taka.

L.W. – A później już jak tak było to ten sierociniec ewakuowali do Berlina… nie… Wyjechali te dzieci, co… Ale oni się starali jak najwięcej dzieci rozdać. Żeby jak najmniej mieli.