Edward Zwingelberg

Język niemiecki po wojnie

S.M. – A dlaczego Pana tata został? Mówił dlaczego?

E.Z. – On był urodzony w Ełku… W Ełku szkołę skończył elektryczną….

S.M. – Czyli tutaj po prostu…

E.Z. – Jeszcze jeszcze jak szkołę kończył to … po niemiecku… za Niemca. Na Armii Krajowej ta, co stoi szkoła… mechaniczno-elektryczna. To tu kończył jeszcze zawód zrobił. No i został pracować, nie chciał wyjeżdżać… nie chciał… Bo on nie jest Niemcem tylko Mazurem. Ona była Niemką, dlatego nazwisko swoje dała. Ja to… do szkoły poszedł to bez przerwy kłopot był, że dzieci się przezywali „Niemiec, Niemiec” bo na nazwisko niemieckie, ale to tam … machnął ręką. To dlatego nie poszedłem się uczyć, bo w szkole były prowadzone… język niemiecki… nie… za młodych lat. Ja nie poszedłem, bo zaraz będą powiedzieliby „Tak…” Ten człowiek taki był… No głupi był… Ojciec nie uczył. Matka trochę umiała… też się bali uczyć. Bo taki był… taki był…

S.M. – Ale w domu nie rozmawiali po niemiecku?

E.Z. – Nie. A był taki Truszkowski Paweł. Już oni wyjechali ze 20, 30 lat temu do Niemiec. To on rozmawiał z dziećmi po niemiecku w domu od maleńkości. Bo on i ona i babka mieszkali nad jeziorem… tego domu już nie ma, gdzie promenada jest… To tam mieszkali, to oni rozmawiali po niemiecku w domu tak… Że te dzieci umiały po niemiecku. A poszli na podwórko do piaskownicy się bawić i się nauczyli polskiego. I teraz dwujęzyczne. Ale jak przyjechali na odwiedziny, już potem jako dorośli ludzie, to już oni tego polskiego zapomnieli. Jeszcze trochę tam fałszuje, ale coś nie coś tam pamięta… Nie bo tam nie używa polskiego.

Wiejskie miasto

E.Z. – Przy tym budynku co tego… co teraz… przy Sikorskiego, co teraz te budynki wzdłuż szosy stoją, to tam były piękne ogrody… owocowe. Mieliśmy działki, mieliśmy ziemniaki gdzie posadzić… Mieliśmy owoce, agrest wszystko… ogród wszystko… było pięknie. I kurkę można było uchować i świniaka można było uchować, bo chlewki były murowane. I się żyło… tak naprawdę się żyło fajnie… Potem zaczęli to rozbierać… roztego… i stawiać nowe.

Czas wolny i kultura w powojennym Ełku

E.Z. – Był teatr przyjezdny z Białegostoku… się odbywał w Kinie Orzeł. Tam była scena, tam żeśmy chodzi do teatru. Był… był… koncerty filharmonia ta dawała w Szkole Ćwiczeń, to tam się zbierali szkoły. Była wielka aula. Przepraszam… Na Armii Krajowej, gdzie w tej chwili jest Szkoła Muzyczna tam tego… na rogu. Tam był dom kultury. Tam się chodziło ze stołkiem na telewizor czarno-biały. Były trzy kina. Pełniutkie, że się w kolejce stało to drzwi łamali. Spacery były dworzec-Kino Orzeł, dworzec Kino Orzeł. W parku się posiedziało. Także były takie spacery.

Stadion na ul. Sportowej i Mazur

S.M. – A sport.. Jeśli chodzi o sport?

E.Z. – No to sport. Na piłkę nożną chodziliśmy. Nad rzeką stadion był.Tam gdzie elektrownia, tam gdzie teraz gazownia postawiła swoje butle gazowe. No to tam, jako młody chłopiec, ul. Sportowa, to chodziliśmy na mecze… nie… Mazur miał wejść do drugiej ligi, to sprzedali mecz, przegrali za pieniądze z Lublinianką. To pamiętam jak dziś.

Praca na kolei cz. 1.

S.M. – Jak Pan wspomina kolej… kolejarzy? Bo oni tutaj… powiedzmy

E.Z. – Na kolei pracowałem… miesiąc. Nie mogłem nigdzie dostać pracy po szkole zaraz, to byłem w parowozowni… pracowałem miesiąc. Znam tą parowozownię jak własną rękę. Do tej pory… już tam, już tam… jeszcze czynne tam… kawałek nie. Jeszcze jest ta obrotnica. Jeszcze to tamto czynne… To na spodaki mnie wsadzili. Tak zwane spodaki to… pod spodem zrobić te hamulce i tam inne rzeczy. Tak brudna robota, że co dzień się myłeś. To…tu gdzie, włoski rosły w udach to czarno… przy spodzie… Tak brudna robota. Olejone nie olejone.

Praca na kolei cz. 2.

E.Z. – To tam pracowałem przez miesiąc. Buty drewniaki. Po schodach idziesz i nie umiesz, to się zabić można było. No i strasznie brudna. Była na piętrze szatnia i prysznic i tego… Codzień trzeba było się myć, szorować się. Ja mówię, tu gdzie włosy na udach były tak brudne spodnie, że normalnie w tym miejscu co rosły to czarno było. Można było policzyć wszystkie kropki. Szorujesz, szorujesz i wszystko jedno… w ciało weszło. Za jakiś czas wyszło.

S.M. – Bo kolej w tamtym czasie bardzo dużo ludzi zatrudniała.

E.Z. – Wtedy, wtedy były jeszcze parowozy. Nie było jeszcze tych spalinowych. Wszystko parowozy. To tak było, że któryś stoi taki ciut wystygnięty, to tutaj tego… wleziem sobie, lampę do paleniska… lampę przenośną i w karty gramy ze trzy godziny. To było jeszcze tak… nie było takiego rygoru… Swoje zrobił ii… spodaki wymienił czy wiązary czy co… wymienił i parowóz pojechał i masz czas wolny. Drugi aż wskoczy. Także tych parowozów tam było sporo… miejscowych… No i jak z trasy któryś tam… z Olecka czy Białegostoku czy co… to który tam tego… To zaraz na warsztat i natychmiastowa naprawa. To były naprawy główne.

S.M. – A wąski tor też tam robił nie?

E.Z. – Wąski tor… ale nie nie w tym miejscu. Oni mieli wcześniej. Wcześniej mieli… jak iść do parowozowni… tam do elektrowni. Oni po lewej stronie mieli swój warsztat..

S.M. – yhy

E.Z. – Tą ciuchcią to dojeżdżałem do do … z Ełku do Wiśniowa… dpóki samochodu nie miałem… motoru. Motor miałem, ale jak przyjdzie zima no i co, czym? No to ciuchcią dojeżdżaliśmy do do… właśnie do… Ona chodziła… Przedtem to chodziła rano wieczorem… cztery razy dziennie.

S.M. – yhy. Cztery razy dziennie.

E.Z. – Dziennie. Trzeba ją było odkopywać jak była ta zima stulecia, czy co… To z toru wypadła, bo śniegu trzy metry nad ranem. To był dyżur. PHZ wyznaczył dyżur, ludzi. Codziennie z łopatami odśnieżali przez całe tor… i szli do Ełku i odśnieżali. Jedyny tylko był transport, co można było się dostać… to ciuchcia. Potem już tylko dwa razy szła dziennie, bo zawiewało. Zimy były jak trzeba. Droga była nieprzejezdna. To jeździli tylko jednym ciągnikiem czterokołowym po chleb tylko. To na cztery koła napęd, to tylko on się zmieścił.

Rynek na ul. Gdańskiej

E.Z. – Na Gdańskiej tak… to była rzeźnia. Teraz stoi ten budyneczek, co był… Biedronka… ten z tym szczytem, to tu była rzeźnia. To nie były Zakłady Mięsne, tylko to była rzeźnia. A gdzie potem tam robili te wyroby. Może i tu trochę było, a może gdzie indziej jeszcze. Ale to była tak zwana rzeźnia.

S.M. – A rynek był niedaleko?

E.Z. – Rynek… w tej chwili tam jest… na rynku w tej chwili jest… yyyyy

S.M. – ciepłownia…

E.Z. – „Świtu” ciepłownia. To drogą… drogą chciał na rynek… że było sucho chwal Cię Panie Boże…, a jak było mokro to po kolana błoto… Żużel… żużlu nawozili to… to konie się topili… po brzuch. Takie było błoto. Ten deszcz popadał… jesień, wiosna. To na tym rynku to, co tylko chciał to wszystko kupił. Ja z Wawelskiej chodziłem specjalnie na rynek, żeby kupić masło, śmietanę, kurkę tam jakąś za 15 złotych… i lecę przed robotą, bo już od godziny 5 rano piwo sprzedawali, to se łyknął piwko i poleciał. Zakupy zrobił…

Cyganie nad Jeziorem Ełckim

E.Z. – Ja z Cyganami na Pułaskiego. Stały Cygany… chyba przez pięć lat. Jeden taki starszy, jeden młodszy. To tam oni pobielali kotły. To ja im gdzieś ojciec pracował, w tym o A26, to tam tego… gdzieś elektrod tych, końcówek w kieszeń ponabierał, to takie o szerokie i takie grube. Setka cyna, a dla Cyganów trzeba było setkę cynę. Ja umiem zrobić, że że to nie cyna, tylko piach, bo to trzeba było sproszkować. Gorącą cynę lało się w szmatę lnianą. Szybko, szybko, szybko… trzęsło się, trzęsło się, trzęsło się to taki granulacik wyszedł, jak kasza manna. Piach no piach. Nikt nie powiedział, że to to… rewizja czy co. No i potem pobielali kotły, bo masarnia była na Armii Krajowej. Róg Armii Krajowej i Orzeszkowej.

S.M. – Róg Armii Krajowej i Orzeszkowej?

E.Z. – Tam gdzie teraz jest „Eden”. Tam była masarnia… PSS-u. No i wszystkie kotły, haki nie haki to wszystko pobielali. No i ja tam z takim Iszwanem to się zapoznałem. Tym, co sprzedawałem tę cynę, się zapoznałem i te dziadki tego… To ja w tej budzie byłem to tam pięknie zrobione. Wszystko miało swoje miejsce. Wszystko wisiało, wszystko tego… Była sypialnia, był pokoik, była kuchnia. A ta starsza kobieta poszła do szpitala ełckiego… Z tego drugiego wozu… to tego… To tam ojce chyba tego drugiego mieszkali w tej budzie, bo do dziadka ten Iszwan. Potem wyjechali do Wejherowa. To tego… To jej musieli wszystkie naczynia sztuczne… Do szpitala swoje musieli zawieźć. Ona nie nie używała tych szpitalnych. Tak czyści byli. A byli tacy, że że łajdaki. Że kawałek plandeki na wóz i pojechali, bo dzisiaj tu jutro tam. A te już później zostali z tymi budami, zostali, zostali no kilka lat. Jedna buda stała tutaj gdzie tutaj jest ten pływający ten… te te te bar pływający, to w tym miejscu stała buda na ulicy. A druga stała y przy wjeździe do do… w tej chwili jest… to co się wjeżdża na biały żagiel. To tu stała przy… przy tym. Bo jeszcze nie było tej szkoły, studium tego białostockiego nie było. Nie było tam „Żagla” nie było nic. To miał to, taki ogrodnik… to

S.M. – Grala tak

E.Z. – Grala tak. Tam to ten Grala. Potem jak zmarł ten Grala, ona wyjechała do Warszawy, bo już starsza była. To później stało stało stało stało. Aż wziął to Berliński Piotrek.

Szopka, Herod, Krzyżacy – dzieciństwo w Ełku

E.Z. – Szopkę chodziłem. Jak jeszcze młode, to się zbiło szopkę, ładną się zrobiło, elektryczne światełko i kolędy śpiewało się. Chodziło się po mieszkaniach 5 zł., 10 zł. dostał, ale był tylko teren do… od Wojska Polskiego do Mickiewicza. Tu jak przeszedł dalej to łomoty… Herody chodzili. Ja w Herodach chodziłem jako młody. Przebrane… Bardzo piękne stroje… Diabły, króle, śmierć wszystko… kosy nie kosy. Wszystko chodzili. Herody więcej zarabiali. Ojciec mój ile razy Herodów przyjmował, ale już z naszej strony, nie z tej strony do rzeki. To było podzielone… Wojska Polskiego do Mickiewicza.

D.Z. – A kto to dzielił?

E.Z. – Od Kościuszki… sami… młodzież. A stąd do mostu była druga grupa.

S.M. – Rejony wpływów?

E.Z. – Rejony.. tam nie miał prawa wstąpić z szopką czy Herodem. Tak to się chodziło normalnie, tam nie nie. Tylko tak takie zarobkowe. To już nie można było tam wstąpić. Jak było… pierwszy raz film „Krzyżacy”… Jak wyświetlali… W Ełku był „Krzyżacy” film. Akurat szedł zimą, lód był o taki na jeziorze. To z drugiej strony na sankach się zjeżdżało, na nartach to inna sprawa… To robili miecze z drzewa… pokrywki od kotłów jako jako tarcze i jedna strona Wojska Polskiego na jeziorze i druga Wojska Polskiego strona i wojna krzyżacka. To wtedy ja miałem może 10 lat, jak ten film szedł. Ja pamiętam.

Niebezpieczna ul.Orzeszkowa

E.Z. – Tutaj na Orzeszkowej z tej strony. Od Armii Krajowej, gdzie jest Eden… tego, to tam to tam element mieszkał. Toż tam… mało kto chodził wieczorami.

S.M. – No właśnie. Co tam co tam… było?

E.Z. – Tam element mieszkał, ale nie cygański, ale normalny, ludzi takich elementem… Tam była piwiarnia „W dołek”, ten tak zwany „Kaczy dołek”. To tam na gęsto siedzieli. Tu o… (wskazuje na szyję)

S.M. – Aha

E.Z. – Znak z piwiarni. Pomylili takim o… nożem. Tu…. Jeszcze mam palca skaleczonego w rękawicy. Zabrałem ten nóż. A tam taki dozorca… bo kiedyś na dworzu dozorcy pilnowali sklepów, bo tam elektrometal i tego i śmego. I widział to. Ja z silnikiem elektrycznym wychodziłem. Zaszłem na piwo. I ten… no od pralki silnik… bo bo… zreperowali. Ja tam te piwo… wyszedł… wychodziłem i pomylili i mnie nożem… Kogoś miał innego. Ja wyrwał ten nóż i facetowi jakiemuś… no nie wiem. Ciemno, nie poznałem go, tylko ten nóż miałem i uciekli w podwórko zaraz. Ten ten znajomy… dozorca mówi… ty wiesz co mówi… ty wyrwał ten nóż i to wszystko poszło w długą. Zaraz to policja, tamto siamto… A mnie zaraz do szpitala, zaraz tu naprzeciwko do szpitala… to mówili, żeby trochę tylko i już byłoby nic. Tu mnie zszyli, ten nóż… był w szpitalu. Policja przyszła. Potem zeznania na Policji miałem, ale weź poznaj, jak ja tylko dostał z tyłu ii tyle co wyrwał i uciekli ciemno.

S.M. – Ja słyszałem, że Milicja tam się bała zapuszczać.

E.Z. – Tak. Tam w karty grali, tam non stop, na pieniądze na ten… Tam tam jak w ulu ludzi było. I tam tam policja jak zadzwoniła to tam mało kto przyjechał. Tam taki element, że w dzień to tam jeszcze się szło tą ulicą, a wieczorem już nie szło się. Tam emeryta za… 300 czy 400 zł. to na klatce zadźgali.