Bohdan Iglicki

Bohdan Iglicki urodził się 25 listopada 1933 roku w Grodnie. Jego ojciec od połowy lat trzydziestych był kierownikiem szkoły w miejscowości Indura, położonej około 25 kilometrów na południe od Grodna. Dzięki atakowi Niemiec na ZSRR jego rodzina uniknęła wywiezienia na Kamczatkę i zdołała powrócić do Indury. Matka podczas wojny prowadziła tajne nauczanie.

Do Ełku rodzina pana Iglickiego przybyła w lipcu 1945 roku. Oboje rodzice pracowali jako nauczyciele. Po ukończeniu ełckich szkół Bohdan Iglicki studiował na wydziale matematycznym w Warszawie, a następnie, po powrocie do Ełku był nauczycielem w początkowo w szkole odzieżowej, potem w technikum handlowym, następnie w I Liceum Ogólnokształcącym, a na emeryturze w II Liceum Ogólnokształcącym.

Relację zebrały – Barbara Werno i Agata Wielgat

Fragmenty do czytania

Przybycie do Ełku w 1945 roku

Przyjechaliśmy tutaj szesnastego, tu mam siedemnasty lipiec czterdziestego piątego roku. Bo była możliwość, powstały urzędy repatriacyjne na tamtych terenach. Ojciec się zgłosił szybko do takiego urzędu i dostał jakiś taki świstek, że możemy tutaj przejechać przez granicę obecną. Z tym, że w związku z wywózką, a wiedzieliśmy, że Sowieci nie popuszczą, prędzej czy później pojedziemy tam dalej, no to za walutę wtedy obowiązującą, to znaczy za samogon dogadały się cztery rodziny stamtąd. Między innymi żona komendanta posterunku policji, tacy znajomi, i za wódkę Rosjanie, żołnierze przewieźli nas z Grodna tu, do Ełku. Chodziło o to, żeby nie zostać tam, bo wiedzieliśmy, że prędzej czy później to pojedziemy. I co się okazuje, że te osoby, które zostały, były z nami w transporcie, zostały tam, no to w czterdziestym siódmym roku pojechały znowu na Syberię. To już nam się upiekło…

Granice Ełku po wojnie

Oficjalnie się mówi, że tutaj [w Ełku] wojska radzieckie niszczyły, podpalały i tak dalej. Owszem, ale kupę budynków. Mieszkałem na Słowackiego, przy Kościuszki, koło nas były jeszcze dwa budynki. Podejrzewam, że te budynki, bo tam chodziliśmy to one były puste. Na jednym piętrze wypalone mieszkanie trochę, to znaczy na środku jakby ktoś zapalił ognisko. No i się spaliło, trochę okopcone. I to już moim zdaniem nie byli Rosjanie, Sowieci. W następnym to samo. Tylko, że było hasło – Cały naród buduje swoją stolicę. Cegła dla Warszawy. I wystarczyło, że tutaj byli, nie wiem skąd wozacy, koń, furmanka i dostawało się o takie zezwolenie na rozbiórkę, bo budynek spalony. I to nie była prawda całkowicie, bo mówię, wystarczyło to jedno mieszkanko, jeden pokój w zasadzie odremontować trochę i byłaby kamienica. A tak to dostawali zezwolenie, rozbierali, ładowali cegłę i na dworzec. Na tym zarabiali, cegły gdzieś tam szły poza Ełk też. Także nasi też bez winy nie są. Oczywiście było kupę na Wojska Polskiego w kierunku wieży ciśnień po prawej stronie, teraz tam bloki stoją. Były takie jednorodzinne domki. No niektóre z nich były budowane, to były słoma, glina ze słomą i tam tylko te rusztowania takie drewniane. No te faktycznie tam rozbierano, ale moim zdaniem to masę budynków niepotrzebnie rozwalono, niepotrzebnie zniszczono.

Wspomnienia o przystani nad jeziorem

Kiedy mieszkaliśmy [z rodzicami] na Słowackiego nie było jeszcze wody w wodociągach. Kąpaliśmy się w rzece. Chodziliśmy Żeromskiego do rzeki, tam był budynek, teraz już go nie ma. Były budynki, był pomościk, tam się schodziło, kąpaliśmy się w rzece rano, cała rodzinka leciała. No i te jezioro, piękne. Ja jeziora nie widziałem, Niemen owszem w Grodnie, ale jeziora jako takiego to nie widziałem. Była tam piękna przystań, po której nie ma już śladu. Przy moście, jak idzie się z Wojska Polskiego ulicą Zamkową, to po lewej stronie mostu . Tam jest taka uliczka, ona się chyba nazywa Cicha. Zaraz za Ełckim Centrum Kultury w dół, to właśnie ona wychodziła na tę przystań. To była piękna przystań, na palach taka. I w środku wpływało się czy łódką, czy motorówką. Były takie pomosty, kajaki były. Na górze były dechy, orkiestra, towarzystwo tańczyło sobie co wieczór. Niedużo tego towarzystwa było, ale jednak. To przejął, jak powstał już w czterdziestym szóstym, siódmym roku klub sportowy Kolejarz. To właśnie oni przejęli tę przystań. Ta przystań robiła na mnie duże wrażenie, tym bardziej, że tam były żaglówki, wtedy nikt nie pytał o żadne patenty. Czy masz? Czy nie? Jak się miało znajomego to się pożyczało żaglówkę i sobie żaglówką człowiek hulał. To było to, najmilsze wspomnienia. Takie pierwsze wrażenia z Ełku.

Wspomnienie o koledze autochtonie i stosunkach wobec Mazurów

Ja byłem z tej części Polski, gdzie to był taki mętlik narodowościowy i dla mnie nie było problemu, ufałem ludziom, nie zawiodłem się. Miałem tutaj bardzo dobrego kolegę, leń niestety, autochtona i jak wszystkich autochtonów, którzy jeszcze zostali, a bardzo nieliczne grono tych autochtonów w tym Ełku zostało. No zostali zaszczuci, bo niestety towarzystwo uważało, że jak nie jest katolik, to jest Niemiec. A tutaj niestety większość to było protestantów.

Działalność teatru w powojennym Ełku

Bo przecież tutaj był w Ełku teatr. Tu gdzie teraz jest restauracja Rydzewski. To był teatr niby wojskowy, ale to miasto tutaj wystawiało sztuki. Tu było kilku aktorów zawodowych. Z tego co pamiętam, to chyba raz Wołłejko tutaj występował, Czerniawski. Tak, ale to już mówię, troszeczkę, troszeczkę później. Zresztą rozrywek było bardzo niewiele, więc kiedy ci zawodowi aktorzy wyjechali to teatr amatorski to kontynuował. I wystawiali spektakle. Poza tym szkoły różnego rodzaju imprezy organizowały. Jakieś występy, sztuki melodeklamacje. No bo przecież nie było telewizji, kino było jednio, filmy pamiętam tylko jeden amerykański – pięciu zuchów. A przeważnie radzieckie, jakiś jeden chyba sprzed wojny polski był, a tak to radzieckie. Człowiek miał dość tego. Także rzadko też chodził do kina i stąd teatr miał wielkie powodzenie. Tu trochę przyjeżdżało z występami oczywiście z innych miast – z Warszawy, z Białegostoku.

Młodość i miłość

No w Ełku tutaj to ja się z dziewczynami to specjalnie nie spotykałem, bo mówię, bawiłem się w harcerstwo, koleżanki, pierwsze miłości to były też harcerki. Myśmy się spotykali oficjalnie w komendzie hufca lub w świetlicy szkolnej. Trochę czasu było, ja tutaj trochę się bawiłem w sport, mistrzostwo żeśmy zdobyli przez dwa lata. W koszykówce – mistrzostwo województwa białostockiego, byłem w reprezentacji. Jeżeli chodzi o studia też spotykaliśmy się na uczelni, a poza tym tak się złożyło, że w jednym akademiku byłem z obecną żoną. Także mieliśmy sprawy ułatwione (śmiech). My chodziliśmy na spacerki do Łazienek w Warszawie, łaziliśmy po Łazienkach i była sprawa…

Powojenne granice Ełku

Ełk jest teraz co najmniej cztery razy większy. Jak ja pamiętam, to na ulicy obecnie Piłsudskiego jak się idzie w kierunku Sikorskiego, to była Moniuszki, dwa budynki i koniec. Dalej to już pola były. No, więc o czym tu mówić? Tu jeżeli chodzi o wielkość. Poza tym, no co… do mostu, już mówię, na rzece był jeden budyneczek, a tak to też się kończyło. Kończył się Ełk zaraz za Kościuszki. Tam jeszcze na Zatorzu, to tam trochę było tych budynków. Ta część w ogóle nie była zniszczona na szczęście. Na Zatorzu ta stara część, Ogrodowa. Co jeszcze – Sportowa, stadion sportowy. Teraz w ogóle tam nie ma nic. Nad rzeką gdzie gazownia, elektrownia. Tam właśnie był stadion sportowy. Pierwszy. Pierwsze bloki powstały na Armii Krajowej, to był drugi czy trzeci blok od dworca kolejowego. Tam takie trzy pudełka stoją. To pierwszy z nich właśnie to był gdzieś pięćdziesiąty, około pięćdziesiątego. Dopiero zaczęto budować pięćdziesiąty któryś.